Znowu noc

Znowu noc.
Znowu Cohen.
Znowu praca.

Znowu dół, że się z niczym nie wyrabiam.
Znowu dół, że jestem głupia i nic nie wiem, bo świat idzie do przodu, a ja nie mam czasu się uczyć.
Znowu dół, że nie umiem zrobić pieniędzy tak, żeby stać mnie było na ten czas nauki.

Znowu dół, że po tej miłości ciągle nieposprzątane.
Znowu dół, że po takiej miłości nie da się posprzątać.

Znowu dół, że mnie zostawiłeś.
Znowu dół, że jestem nie taka.
Nie chciałeś mnie takiej, jaką jestem NAPRAWDĘ.
Nikt mnie nigdy takiej nie chciał.

Kochaj swoje ciało?
Kochaj swoje ja?
Kochaj siebie?
Ceń swoją wartość?

Mogę. Zaczynam. Już nie boję się samotności. Już nie chcę kroić swoich ud wielkim nożem. Żeby tylko były cieńsze. Już nie chcę być kimś innym. Wrócę do siebie. Wrócę do punktu wyjścia. I może wreszcie się zintegruję. Może wreszcie zrozumiem, że jestem KIMŚ. KIMŚ takim samym jak inni, którzy mają prawo żyć i być. Może zrozumiem w końcu, na czym ten mój brak zintegrowania polega.

Noc mi krzyczy. Nie ma mnie kto zabrać do łóżka. Przytulić. Powiedzieć, że beze mnie nie może. Że jestem ważna. Że mu na mnie zależy.

Ty tak mówiłeś. Kłamałeś. A może nie kłamałeś. Może wtedy Ci zależało.
Ale nie chciałeś mnie takiej, jaką jestem NAPRAWDĘ.
Nikt mnie nigdy takiej nie chciał. Najpierw te przytrzaśnięte palce. Plecy poranione szkłem i poparzone pokrzywami. Teraz… jeszcze nie wiem, co teraz. Nie umiem tego porównać.

.

.

.

.

Już nie boję się samotności. Poradzę sobie. Jeszcze trochę. Jeszcze trochę. Wytrzymaj żołądku, wytrzymajcie jelita… czy fioletowe cienie pod oczami biorą się tylko z niewyspania…?

.

.

.

.

Kiedy umrę?
Czy skoro siwieję to już niedługo?
Może za 50 lat… A może jutro…
A jeśli umrę niespełniona?
Niespełniona jako kto?

Jako naprawdę ukochana.

.

.

.

.

Poradzę sobie. Jeszcze trochę. Jeszcze trochę. Wytrzymaj żołądku, wytrzymajcie jelita… czy fioletowe cienie pod oczami biorą się tylko z niewyspania…?

.

.

.

.

„Nie śpię bo spotkać chcę w mieście
Tę ciszę co gęsta jak noc
Rozmawiać z krokami, swoimi krokami
I oto idę miastu na przeciw
Choć wokół cisza i noc….”