Nie wiem, czy wiecie, ale piszę na potęgę WRESZCIE! Schodzi ze mnie ciężar życia, powoli, z każdym słowem, każdym tekstem… Nie wszystko wklejam tutaj, nie wszystko wkleję gdziekolwiek, niektóre czekają w kolejce i będą z opóźnieniem, bo priorytetem jest odcięcie od Facebooka, ale w końcu będą – tak jak ten tekst, pisany z serca, półtora tygodnia temu:
.
.
.
.
.
.
Księżyc za chmurką i drzewami…
Pyszne, po prostu PYSZNE gruszki…
Świerszcze i cykady…
Cydr z cynamonem…
Nowe struny do gitary i piękne ich brzmienie…
Nowe piosenki, które „się same zagrały”, mimo, że lata temu walczyłam i się nie dało…
Zakochanie i zachwyt w oczach Ukochanego, który po 15 latach doczekał się, żebym mu zagrała i zaśpiewała ulubione utwory…
Cisza…
Świeże powietrze…
Ptaki…
Ogromne, piękne szyszki…
Wiewiórki pod samym tarasem…
Paź królowej na jaskrawo żółtych kwiatach…
Wreszcie wyjazd tylko z Lubym….
Głębokie i czułe rozmowy pełne ciepła, zrozumienia i miłości…
Bliskość i ukojenie tęsknoty…
Niespieszne śniadanie o 15, bo komu by się chciało jeść o 8 rano…
Wreszcie spokojny sen, bez pobudek bez powodu…
Spokój o wypoczywające gdzieś indziej dziecko i radość z jego zadowolenia z wyjazdu…
Głębokie kolory zachodow słońca…
Piękne różowe chmury…
Chłód wieczoru…
Pyszna jajecznica z kurkami, zrobiona przez mojego męża…
Piękna róża od ukochanego…
Pachnąca kawa…
Wygodny fotel na tarasie…
Zieleń przed oczami…
Fantastyczna książka…
Fantastyczna kolejna książka….
Fantastyczna jeszcze kolejna książka…
Piękna kolorowanka, czekająca aż znów sięgnę po kredki…
Cudowne tu i teraz…
Jedyny minus jest taki ze bez zmywarki życie nie ma sensu
Nie stosuję praktyk wdzięczności na co dzień. Nie uważam, żeby to było w moim wypadku szczególnie zdrowe. Czymś innym jest szukanie dobrych stron życia, a czymś innym próba zmiany bieżących uczuć na siłę. Albo wypieranie ich wdzięcznością czy czymkolwiek innym. Każda emocja, która się pojawia, powinna mieć swój czas. Uwagę. Powinna być wzięta w dłonie i obejrzana jak drogi kamień. Czasem musi wybrzmieć, żeby zostawić miejsce na cokolwiek innego, a już zwłaszcza na coś takiego jak szczera wdzięczność. Inaczej zostanie w podziemiach. Pewnie można powiedzieć, że bez przesady, że można łączyć jedno i drugie. No pewnie tak. Może ja jeszcze do tego nie dojrzałam. Albo może po prostu jestem inna i mam inaczej.
W tym wszystkim, co mnie zachwyciło, pojawia się jednak nutka żalu… Nie zawsze, a wręcz bardzo rzadko umiem się cieszyć z tu i teraz. Z drobnych, cudownych rzeczy.
Ale za to w drugą stronę działa bez zarzutu Wystarczy drobiazg… I już muszę pracować nad radością, która gdzieś się ulatnia… jak powietrze przez nieszczelny wentyl… bo dla mnie to nie drobiazgi… Chyba taka konstrukcja psychiczna… trochę jak dziecko. Mówisz mu: przecież wyrwanie łopatki przez drugie dziecko w piaskownicy to żaden dramat. Ale dla dziecka to PRAWDZIWY dramat. Po prostu jego całe jestestwo reaguje na drobiazgi, które pojawiają się w jego życiu. Ja też reaguję na drobiazgi. Staram się nad tym pracować, ale w toku pracy pojawiło się oświecenie. Każda interpretacja jest INNA. I mam prawo do swojej.
Bo żeby cieszyć się życiem potrzebuje spokoju, a rzeczy, które w Twoich oczach są drobiazgiem, w moich są czymś, co przesłania mi świat. I to jest normalne, choć dla mnie czasem skrajnie trudne.