MAM. Mam i nie zawaham się tego użyć.
O relaksie w tym sensie nie ma mowy. Ale za oknem skowronek. Czyli że wiosna. Wiosna nie tylko na zewnątrz. Wewnątrz też. Pierwszy raz od dawna zjadłam normalnie. Pierwszy raz od LAT czuję coś na kształt takiego miękkiego spokoju. Takie pierwsze jaskółki stabilizacji. Teraz stabilizacja dla mnie nie jest już zamieszkaniem w docelowym mieszkaniu. Teraz stabilizacja jest brakiem stagnacji. I to mam.
Mam też inny widok za oknem. Od kilku dni mam nowy adres. Od kilku godzin większość rzeczy jest w końcu na swoich miejscach. Od kilku miesięcy mam kogoś niezwykłego obok siebie. Mam cudowny obrazek na ścianie. Laurka od mojego syna. Z tyłu wierszyk, który mnie wzruszył do łez. Bo od kilku miesięcy relacja z moim synem zmieniła się o 180 stopni. Na plus. Mam swoją kochaną pracę, do której w końcu zdecydowałam się wprowadzić zmiany. Żeby była jeszcze bardziej przyjazna dla mnie samej. Mam też pewną, wspomnianą w ostatnim wpisie, niezwykłą informację o sobie. Dzięki czemu mam jasność, co do tego, co się ze mną działo i dzieje. Niesamowity pakiet zrozumienia dla własnych emocji.
Mam. MAM TO WSZYSTKO. I mam jeszcze więcej. I mogę leżeć i patrzeć w niebo. Z miną znacznie lżejszą niż powyższy kot. Kot, którego zdjęcie MAM. A mam je dlatego, że ma niesamowite kolory. Nie kot. Zdjęcie. Choć może kot też.