Umyj. Umyj Panie. „Nie tylko moje nogi, ale także ręce i głowę”!
Umyj. Mnie też. Umyj moje stopy.
Umyj ten brud. Szary kurz drogi, którą przeszłam.
Obmyj odciski palców. Oblej wodą tę okropną opuchliznę.
Schłodź zbolałe ścięgna.
Umyj. Mnie też. Umyj moje stopy.
Czy czystemu wystarczy obmyć tylko nogi?
Resztę mojego ciała obmyłeś kilka dni temu.
Powiedziałam Ci wszystko. Zabrałeś.
Dlaczego więc czuję się wciąż tak brudna?
Tak lepka?
Dlaczego stopy to mało?
Dlaczego mam ochotę krzyczeć słowami Piotra?
„NIE TYLKO MOJE NOGI, ALE TAKŻE RĘCE I GŁOWĘ!”
A może pomimo spowiedzi „Nie wszyscy jesteście czyści”…?
Każdy grzech zostawia ślad. Czy to, co czuję, to ślad po grzechu?
A może to jeszcze jedna, jeszcze nieodkażona rana?
A może to po prostu… ból psychiczny?
Umyj, Panie, moje ręce!
Zmyj ślady uczynków.
Zmyj ślady zaniedbań.
Wyjmij, Panie, z moich dłoni ten wszelaki nadmiar.
Wyprostuj pokrzywione i zdrętwiałe palce.
Wyczyść unieruchamiające wspomnienia i pozwól zacząć dziergać na nowo…
Umyj, Panie, moją głowę!
Zmyj z niej te myśli, które Ci dziś oddałam.
Zmyj wszystkie inne myśli, które nie dają mi żyć.
Zmyj ten lepki pot nieuleczanej emocjonalności.
Zmyj suchy łupież głupoty.
Zmyj siny brud z powiek i otwórz oczy tak, żebym w końcu przejrzała.
Zmyj ten cholerny, piekący makijaż! Gdzie jest moja prawda?
Umyj to , czego, sama nie jestem w stanie domyć.
Umyj mnie, Panie. Umyj całą i wylej brudną wodę.
Dokończ dzieła.
Pozwól mi stanąć przed Tobą boso, w śnieżnobiałej, lekkiej sukni.
Proszę Cię, Panie. Umyj mnie. Całą. Umyj mnie swoją Łaską.
Umyj mnie, choćby szczotką ryżową.
Chyba myjesz. Boli.