Jenga

Między ciszą a ciszą sprawy się kołyszą
I idą, i płyną póki nie przeminą
Każdy swoje sprawy
Trochę dla zabawy
Popycha przed siebie
Po zielonym niebie

A ja leżę, i leżę, i leżę
I nikomu nie ufam, i nikomu nie wierzę
A ja czekam, i czekam, i czekam
Ciszę wplatam we włosy i na palce nawlekam
Na palce nawlekam….

Utknęłam w tej ciszy. Przytłacza mnie brak czasu. Przytłacza mnie konieczność myślenia o wszystkim. Przytłacza mnie napięcie. Przytłacza mnie brak możliwości pisania o tym wszystkim wprost. A gdy przychodzi pomysł, co napisać, aby napisać, ale nie napisać… wracam do punktu wyjścia. Przytłacza mnie brak czasu. Bo na lotny wpis trzeba mieć czas. Nie na samo pisanie. Ale na przeżywanie. Tego, co się napisało. Nie napisało. Tego, co się urodziło podczas. Co umarło tuż po. Nic, co napiszę, nie przechodzi przeze mnie bez echa. Ale jeśli nie napiszę… Nie ma echa. Jest cisza. I pustka. I przepełnienie. Zaszyte brudną nicią usta ropieją.

Ale układam. Klocek po klocku. Wyżej i wyżej. Jenga życia. Jeden fałszywy ruch i wszystko runie. Jenga w pędzącym pociągu. Wszystko drży. Wszystko ucieka. Wszystko wymyka się z rąk. Czuję się w tym jak kompletna wariatka. Jaki jest sens stawiać jengę w trzęsącym się na wszystkie strony wagonie???

Droga daleka. Nie jest zimno. Nie jest pusto. Pomimo, że jest zimno i pusto. Stoję prosto. Czekam, aż wydostanę się z tunelu i w końcu odetchnę. Po latach odetchnę całą sobą.

Ciekawe, czy tam jest zielono, czy jest pustynia… Wierzę w tę zieleń. Jeśli jej pragnę i do niej dążę, jeśli podlewam padnięte i pousychane rośliny… To wierzę, że ona będzie. Jeśli jenga nie stanie… klocek po klocku… stres o każdy ruch… Jenga nie runie, jeśli oś przechodząca przez jej środek ciężkości nie wyjdzie poza jej podstawę. Chronię ją dłońmi. Za każdym razem, gdy zarzuci pociągiem, siłą palców i siłą woli utrzymuję ją w pionie.

Cisza i hałas. Ruch i bezruch. Pustka i przepełnienie. Chaos i porządek. Jedna wielka, w cholerę bolesna sprzeczność. JAKIM CUDEM widzę w niej sens?

.

.

.

.

.

.

…A ja czekam, i czekam, i czekam
I tylko ciebie wciąż wołam, Ciebie wzywam z daleka
Więc ja leżę, i leżę, i leżę
Bo tylko Tobie zaufam, tylko Tobie uwierzę
Więc ja czekam, i czekam, i czekam
I tylko ciebie wciąż wołam, Ciebie wzywam z daleka
Więc ja leżę, i leżę, i leżę
Bo tylko Tobie zaufam, tylko Tobie uwierzę
Tylko Tobie uwierzę….

.

.

.

.

Zaufam…? Uwierzę…?

….