Można by napisać dziś o grobbingu. O wczorajszych kolejkach w sklepach, bo skoro dziś zamknięte, to trzeba zgrzewkę cukru i 4 chleby kupić. Można by napisać o pogodzie. Szaro jest. O spadających liściach. O jesieni. Przemijaniu. Świętości, Pamięci.
Bla, bla, bla.
Nie jestem dziś jakaś szczególnie refleksyjna. Cierpię na myśl o wycieczce na cmentarz. „Dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry… tak ciociu, przytyłam. Cześć, niee, nic nowego, dziecko rośnie. Tak. Do szkoły chodzi. Lubi. Tak, Wygadany. Po ile te znicze? 12 zł?! Przesuń się. Nie, nie kupimy obwarzanków ani pańskiej skórki”. Swoją drogą lubię obwarzanki.
Po co to? Po co komu puste nic nie znaczące, kurtuazyjne i często pełne obłudy i oceny rozmowy? Po co komu ta szopka, która z misterium śmierci robi piknik? To tak, jak było na pielgrzymkach. Idźże pątniku, aż do postoju, tam czeka Cię wóz z hot-dogami.
Po co to? Po co narażać się na twarze, na których Tobie nie zależy ani którym nie zależy na Tobie? Może ktoś z tego ma przyjemność. Plotki, gadki, obmowa. „Ale ma buty. O, drugie dziecko mają. A tu ta Kowalska leży, co na raka umarła w lipcu.” Kto?
Złoszczą mnie takie dni. Nie chcę w tym brać udziału. Nie chce mi się tracić czasu na powierzchowne, nic nie znaczące rozmowy. Czuję po nich niesmak. Coś jakbym najadła się czegoś ciężkiego. Kręci mi się w głowie.