Echolokacja. Historia w kilku obrazkach.

Właśnie wrąbało mi tekst. NIENAWIDZĘ tego. Ale nawet nie mam siły się złościć. Niech sobie zje. Zeżre i się udławi wirtualna przestrzeń. Moim słowem. I całym uczuciem, które razem z nim popłynęło. Na szczęście nie był długi.

Wrócę sobie do niego powoli. Jeszcze raz przemyślę. Wyszło jak zwykle. Zaczęłam od czegoś kompletnie innego. Zeszło na nietoperze. Bo ja się kiedyś strasznie bałam nietoperzy. Sprzedam Wam pomysł, jak strollować kilkulatkę. Najlepiej bardzo wrażliwą. Gdy byłam mała, ktoś mi powiedział, że gdy nietoperze widzą człowieka, to wplątują mu się we włosy. I trzeba ogolić. I wtedy jest się brzydkim. A przecież bycie ładnym to cel życia. Tak więc bałam się wracać z podwórka po zmroku. Wiązałam sobie koszulkę na głowie. Uciekałam z wrzaskiem. Dopóki nie dowiedziałam się o istnieniu echolokacji. Nietoperze nie wplątują się we włosy. Mogą wpaść na człowieka tylko, gdy są w panice, np. jeśli są zamknięte z nim w małym pomieszczeniu. I włosy nie mają tu nic do rzeczy. I dziś… gdy wypłakiwałam ten straszny dzień w lesie… zaczęło zmierzchać… i pojawiły się nietoperze. Masa nietoperzy. I jeden leciał WPROST na mnie. Przede mną zrobił duży łuk i poleciał do góry. Szybko sięgnęłam po bluzę. Odruch Pawłowa. A potem patrzyłam, jak leci. Aż zniknął za drzewami. Niczego ode mnie nie chciał. Spektakularnie ominął grząski teren. Pozazdrościć.

Niekoniecznie miałam ochotę na towarzystwo tych pół-wampirków tuż nad głową. Są piękne. Fascynujące. Ale trauma mi chyba jednak została. Nie umiem ich nie widzieć. Nie umiem nie myśleć o tym, że tam są. Że „mogą mi się wplątać we włosy”. Co za głupota. Zupełnie niesłusznie je oceniam. Odruchowo. Nie miałam za bardzo jak tego przepracować. Bo jednak nietoperze nie są częścią mojej codzienności. Częścią mojej codzienności są ludzie. A ludzie nie mają echolokacji. Ludzie lecą na pałę. Jak kompletni DEBILE. Ślepe to, głupie to. Dziś ciśnie mi się jedynie… no może poza bluzgami… że nienawidzę ludzi.

Ale to nie jest prawda. Ja nie nienawidzę ludzi. Ostatni rok nauczył mnie, że istnieją tacy, którzy mnie nie zawiodą. Tacy, dzięki którym już NIE PRZECHODZI MI PRZEZ GARDŁO sformułowanie, że nienawidzę ludzi. Tacy, którzy SĄ. Tacy, o których myśl natychmiast doprowadziła mnie do pionu, gdy rozhisteryzowałam się w lesie z dojmującym uczuciem, że ja jestem cholernym wsparciem dla wszystkich, a gdy mam problem, zostaję SAMA. Ja MAM wsparcie. I nauczyłam się je brać. Już nie jestem bohaterką. Już nie muszę sama. Już nie chcę sama.

Powyższy obrazek przysłała mi dziś przyjaciółka. Powiedziała, że ta dziewczyna jest łudząco podobna do mnie. Uśmiechnęłam się szeroko i pomyślałam: „Aaaahaaa ;)” Ale patrzę na nią i też to widzę. Serio jest do mnie podobna. Jeśli interesuje Was, jak wyglądam, to jakoś tak 😉 Zdecydowanie ten sam bajzel na głowie 😉

Ale wracając do ludzi… w ogóle… nie wiem… chciałam napisać z polotem. To samo, co zniknęło w cyfrowych czeluściach… ale się zblokowałam… może ze zmęczenia… A może z przeżyć… Może z tego płaczu w lesie… może ze złości na siebie… bałam się nietoperzy. Tak bardzo się ich bałam. A one nie są głupie. One mają swoje granice. I szanują granice innych. Bałam się ich, a wciąż, od lat, naiwnie wierzę w ludzi. Gdy w nich nie wierzyłam, żyłam nadzieją, że sama siebie okłamuję. Ja się naprawdę okłamywałam. To był ratunek dla znękanej psychiki. Podprogowo podsycałam nadzieję, że może jednak ludzie nie są aż takimi potworami… że życie ma jednak sens… Aż w końcu ta nadzieja przebiła się przez mrok. I jest inaczej. Teraz wierzę w ludzi. Tylko ta cholerna, nienowa naiwność… ta cholerna potrzeba dawania z siebie… kiedyś źle się dla mnie skończy… Gdy spotykam człowieka z gruntu złego, jestem sparaliżowana. Zawsze wszystko wyjaśniam problemami emocjonalnymi. I najwyżej usuwam się z przestrzeni. Ale gdy ktoś wkracza w moją przestrzeń… tak obrzydliwie, tak okrutnie, tak gwałcąc wszelkie moje wartości, tak podjudzając do porzucenia własnej godności i odgryzienia się… po prostu nie mogę w to uwierzyć. Ogrania mnie rozpacz i poczucia bycia KOMPLETNYM debilem. Bo tak bardzo NIE AKCEPTUJĘ. Bo tak bardzo NIE ROZUMIEM. Tak bardzo, że fizyka w trzeciej klasie LO to był pikuś. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jestem za dobra. Może. Dziś widzę w sobie naiwną głupią kilkulatkę. Której potwór wplątał się we włosy. A przecież się chroniła!! Wszedł w jej granice. Skotłował włosy. Poplątał. Trzeba ogolić. Teraz będzie brzydka. A przecież wygląd to jakaś kosmiczna wartość, prawda…?

Boże, dlaczego nie wyposażyłeś człowieka w echolokację…? A może to i dobrze…

Pora kończyć. Druga w nocy a mnie czekają ZUSy-SRUSy… Urzędy… Faktury… Tak. Muszę. Tak, na jutro. I jutro będzie świetny dzień. Wiem to. Bo będę z kobietami, które mają CUDOWNĄ zdolność. Echolokację. Nigdy. Przenigdy nie wplączą mi się we włosy. Obiecały, że przytulą. Pogłaszczą. UCZESZĄ. Do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska. A do życia kobiety cała wioska życzliwych kobiet. Z echolokacją.