To piękno codzienne… to piękno zwykłych rzeczy… to piękno ukryte… to piękno szarego pochmurnego dnia bez grama słońca… co się stało z Twoim dziecięcym zachwytem?! Chodź! Pokażę Ci go!
Kiedy ostatnio wyszedłeś na wiatr, śnieg i zimno i próbowałeś je poczuć całym ciałem i duszą?
Kiedy ostatnio wystawiłeś język idąc pod wiatr, pozwalając spadać na niego zimnym płatkom śniegu?
Kiedy ostatnio tańczyłeś i śpiewałeś na głos?
Kiedy ostatnio kręciłeś się ze śpiewem wokół własnej osi tak bardzo, że wydawało Ci się, że lewitujesz?
Kiedy ostatnio podskakiwałeś i udawałeś, że tańczysz walca?
Kiedy ostatnio nie narzekałeś?
Kiedy ból zostawiłeś za drzwiami? Za drzewami?
Kiedy ostatnio szczerze i głośno się śmiałeś? Do łez? Nawet pełnym rozpaczy pustym chichotem?
Kiedy ostatnio powiedziałeś sobie „TAK”?
.
.
.
.
.
Ja dziś. W lesie. Nikt normalny nie wraca kolejny raz, żeby zobaczyć, jak ma się gałązka, którą złamał kilka tygodni temu. Moja się pięknie zasklepiła. Ja też się zaklepię. I będę w tym miejscu bardzo twarda. Jeszcze chwila. Ale ja też się zasklepię.
Nikt normalny nie kręci się w koło i w czasie zamieci nie zbiera na na język chłodnych płatków śniegu. Nikt normalny nie łapie ich w dłonie i z fascynacją nie obserwuje, jak się topią pod wpływem ciepła. Nikt normalny nie zostaje wyrwany z głębokiej zadumy nad tym zjawiskiem krótkim „Ja pierdole” wypowiedzianym przez mijanych nastolatków 😉
Taka ze mnie Polyanna. Taka ze mnie nie ruda zupełnie Ania z Zielonego Wzgórza. Jeszcze chwila i naprawdę będę robić za niezrównoważoną albo wejdę zamyślona pod samochód. Może być. Czasem wszystko mi jedno.
.
.
.
.
Bogaty świat wewnętrzny może być ogromnym ciężarem.
Bogaty świat wewnętrzny może zaprowadzić na skraj wytrzymałości.
Bogaty świat wewnętrzny może Cię przerosnąć.
Bogatego świata wewnętrznego możesz mieć po kokardy.
Czucie takich rzeczy może niszczyć.
Możesz tego nienawidzić. Ale gdy tylko nauczysz się z nim obchodzić, będzie Ci znacznie lżej. Pokochasz go. Nauczysz się go wykorzystywać. Ja wciąż się uczę. Wciąż mnie męczy, ale się uczę. Jedno, czego mi żal, to to, że mało kogo on fascynuje tak, jak mnie. Nie mówię o MOIM wewnętrznym świecie. O mojej wrażliwości. Mówię ogólnie o idei świata wewnętrznego, o idei wrażliwości. Czuję się strasznie samotna z tym, że mało kto chce zobaczyć to, co mogę mu pokazać. To, co możesz mu pokazać…
Pokazać, jak przyjemne są zimne płatki śniegu w kontraście z ciepłem języka…
…jak pięknie topią się duże płatki na dłoni… szybko, ale każde ramię gwiazdki topi się osobno… a na skórze zostaje delikatne miejscowe ukłucie chłodu, które chcesz zamknąć w dłoni…
…jak przyjemnie jest stanąć twarzą pod wiatr i pozwolić przeniknąć się zimnym powiewom, patrząc jednocześnie jak pochylają gałęzie ku ziemi….
…poczuć, jak ten powiew przenika Ci źródło Twoich myśli…
…jak cudownie jest kręcić się wokół własnej osi aż do uczucia, że zaraz się przewrócisz i śmiać się przy tym głośno…
…jak cudownie jest śpiewać na głos…
…jak fascynujący jest kontrast między brązową korą sosen a białym czystym śniegiem…
.
.
.
.
Jak… trudno jest myśleć… że to całe piękno drobnych rzeczy jest tylko moje… że nie chcesz go poznać… że to, co mogę Ci pokazać w lesie, jest dla Ciebie nudne… Że może to, ze to widzę, jest objawem mojego niezrównoważenia… Jest… niepotrzebne…
„Co czujesz? Zimno.” I zostaje poczucie ośmieszenia.
.
.
.
.
„…ze mną można tylko w dali znikać cicho…”
…czy to naprawdę aż tak źle…?