Nie wiem, co jest, ale nie mam polotu. Trzeci dzień próbuję stworzyć coś, co pozwoli mi pozbyć się tego, co mi ciąży. I nie idzie 🙁 Piszę i kasuję. Wszystko wydaje mi się takie płytkie i mało ciekawe.

Jestem podziębiona. Bardzo źle się czuję. Kalendarz na full. Sprawy urzędowe wiszą. Terminy do lekarzy. Zebrania w szkole. Wyprawki. Buty. Sukienka na chrzciny. Niestety nie zdążyłam schudnąć do starej. W pracy sajgon po urlopie. Pada. Badania. Trzeba w końcu iść. Bo jest jakby gorzej. Wciąż niewyspana. Bezdech mnie strasznie ostatnio męczy. I przy tym wszystkim się ŚNI. Za dużo się śni. Zbyt treściwie. Wstaję i przeżywam. Te sny są bardzo dosłowne. Mówią wprost o moich pragnieniach. Poszukiwaniach. Potrzebach. Bólu. Żalu. Stracie. Trudnych, nieuchwytnych rzeczach. O tym, co miało być inaczej. O tym, co mogło być inaczej. O tym, czego być nie powinno. I jeszcze bym chciała napisać o czym. Ale już nie wiem, jak to ubrać w słowa. O wszystkich moich cieniach, o strasznym, strasznym żalu i niezrozumieniu.
Skąd ta dosłowność? Skąd ta tęsknota? Skąd ci konkretni ludzie w tych snach? Skąd te konkretne sytuacje? Dlaczego akurat teraz je przeżywam w podświadomości? Jakby mi było mało. Jesień zawsze pachnie bólem. Kolejny rok w tym samym momencie… to samo uczucie. To samo się dzieje. Wciąż… obrzydliwie przewidywalne.
A ja już tego nie mogę! Niech to sobie pójdzie! Czy nie może być wreszcie normalnie? Jasno? Pozytywnie? Słonecznie? Może nie boleć ani w środku ani na zewnątrz? NIE MOŻE SIĘ NIE ŚNIĆ??? Nie można cofnąć czasu…? …na moich zasadach…? 🙁