…Nie płacz już dziewczyno
Rozmażesz z rzęsy tusz
Pod gwiazdami między nami
Koniec nerwów już…
To kawałek „Dziewczyny z prowincji”. Końca Świata. Kiedyś ich katowalam na wszystkie strony. A teraz ten rozmazany tusz bez przerwy tłucze mi się po głowie…
Ja nie rozmazałam. Ja mam wodoodporny. Dobry. Dziś nawet w nim spałam. I bez poprawek trzyma się już prawie dwie doby. Ja nie rozmazałam. Chociaż płakałam. Siedząc na dworcu i czekając na pociąg powrotny. Nie mogłam przestać. Łzy leciały jak grochy. Ale tusz się trzymał.
Teraz siedzę w pociągu. Widzę, jak twarz odbija mi się w szybie. Jest spuchnieta. Od upału. Od wysiłku. Od dnia cyklu. Od płaczu. Od tego krótkiego szarpiącego epizodu wśród tłumu ludzi…
Czuję się źle. Taki zestaw klasyczny plus plus. Gruba. Już nie taka gruba. Chudnę w oczach. Ale do rozmiaru 36 jeszcze trochę. Brzuch mam spuchnięty. I nogi. I twarz. Brzydka. Nos, którego nienawidzę. Podobno pasuje do mnie i z innym wyglądałabym bezcharakternie. Ale i tak go nienawidzę. Włosy. Dziś masakra. Oklapnięte. Bez blasku. Niepokojąco dużo zostaje ich od kilku dni na szczotce… Ale jak się normalnie nie je… Zmarszczki. W zasadzie nie mam zmarszczek, chociaż jak tak dalej pójdzie… Teraz widzę w szybie zarysy policzków. Takie pionowe żłobienia. Pojawiają się, gdy kompletnie brak mi uśmiechu. Uśmiech pięknie podnosi policzki. Moje ostatnio niewyćwiczone… Policzki policzkami, ale oczy… tusz się trzyma. Ale tusz nie naprawi cieni zmęczenia. Wyczerpania… tusz nie „odpuchnie” ich po płaczu… Boli mnie całe ciało… część od przyjemnego wysiłku fizycznego. Część od uwierającego biustonosza. Część od beznadziejnych butów. Reszta… boli. Po prostu krzyczy chłostana żalem…
Chciałabym już być w domu… wykąpać się i położyć… I spać… tylko tyle i aż tyle… Chciałabym i nie chciała… Bo tam czeka chaos. Problemy. Pustka. Wspomnienia. Tam czeka niekończąca się praca, której nie umiem zaplanować tak, żeby spać w ludzkich godzinach… choć ją naprawdę kocham i daje mi sens…
Wiem dlaczego mnie szarpnęło na dworcu. Bo skończyłam tam odmawiać Nowennę Pompejańską. 54 dni w intencji mądrego rozstania. W intencji ratowania naszego zdrowia psychicznego pomimo tego piekła, w którym się znaleźliśmy… W intencji ratowania resztek nadziei na pogodne pomimo wszystko dzieciństwo naszego syna. Zostałam wysłuchana. I gdy odmawiałam ostatni różaniec, dotarło do mnie słowo KONIEC.
Nigdy nie radziłam sobie z końcami. Przez to bałam się angażować w cokolwiek. Koniec szkoły. Obozu. Śpiewanek. Przyjaźni. Ciąży. Koniec głupiego mleka owsianego. Ja zawsze muszę mieć na zapas. A teraz koniec wszystkiego. Koniec małżeństwa. Koniec rodziny. Koniec wspólnego życia. Koniec wsparcia. Koniec nadziei i planów pomimo. Koniec Nowenny. Koniec Nowenny o dobry koniec.
Koniec. Po tej stronie został ten pusty żal… Ulga i ślad po pierwszej rozpaczy. Taki smutek nie do zapłakania. Poczucie przegranej w grze o wszystko. Została żałoba.
.
.
.
.
…Nie płacz już dziewczyno
Rozmażesz z rzęsy tusz
Pod gwiazdami między nami
Koniec nerwów już…