W sobotę wróciłam wykończona. Ale pomimo wszystko napisałam długiego posta. Nie dałam rady go skończyć, bo padłam. Ale skończę i niedługo będzie do przeczytania.
Tymczasem przyszłam tu dla samej siebie. Dla samej siebie napisać, że ten nowy wpis (o demonach emocjonalnych) jest bardzo aktualny również dziś. Jestem tak zmęczona, że każda „pierdoła” włazi mi na głowę. Demony wyłażą nawet w pełnym słońcu… MARZĘ o tym, żeby się położyć, przespać, wypłakać. Pokolorować kolorowankę. Pograć na gitarze. Pobyć z dala od ludzi. Mam ochotę płakać. Nie mam siły mieć nadziei, mieć ochoty, przekonywać się, że to czasowe, trzymać dorosły pion. Z ogromnym wysiłkiem zakasuję rękawy i biorę się do pracy… chciałoby się powiedzieć, że marzenia same się nie spełnią. Ale chyba dziś nie ma nawet przelotnych myśli o marzeniach… raczej: zobowiązania się nagle nie rozpłyną…
Przez chwilę wydawało mi się, że może nie jestem aż tak wrażliwa? Jestem. Tylko widać w kryzysowej sytuacji umiem to schować w kieszeń. Głęboko. Wyłazi później… i czołga